Odpalam laptopa, włączam płytę Mikromusic, stawiam przed sobą kubek z gorącą (dla odmiany) herbatą mango&truskawka (mój ulubiony smak na równi z pigwą) i z wahaniem zaglądam na tę maleńką przestrzeń. Nie będę się usprawiedliwiać, lubię tu wracać właśnie w takich momentach. Gdy rzeczywistość staje się odległym marazmem i na drobną chwilę o niej zapominam. Dużo ostatnio myślałam o tym, czy chcę dzielić się tu absolutnie wszystkim, kreślić trafne, lub mniej trafne wnioski, wrzucać zdjęcia, które w pewien sposób utożsamiają się z tym, co czuję trzymając w dłoniach aparat. Nadal nie uzyskałam odpowiedzi, ale wiem, że gdzieś wewnętrznie potrzebuję miejsca, gdzie tkwiłoby te kilka słów i migawek ode mnie dla was. Idąc za zasadą - niech się dzieje co chce, wracam do pisania swoich bzdurek i dalej będę narzekać, że powinnam wreszcie zainwestować w zgrabnego polaroida. Zbliżają się święta, czas prezentów, wcale bym się nie obraziła :)
Grudzień. Ukradkiem zerkam na swój kalendarz i jedyne, na co mam ochotę, to zaszyć się gdzieś na małej przestrzeni swojego łóżka. Nawet mój kot patrzy na mnie tak, jakby za chwilę miał nastąpić koniec mojej egzystencji. Jeśli to nastąpi, przynajmniej umrę przyzwoicie w swoim ulubionym swetrze, ciepłych skarpetach i przy dźwiękach Milesa Davisa. Listopad był czasem inspiracji, poszukiwań, myśli spisywanych zawsze na brudno i stale za późno. Rozczarowań, ale też pięknych myśli i planów, które powoli kreują niedaleką przyszłość. Już wiem, że będzie to dobry czas!
Skończyła się herbata. Dobranoc, trzymajcie się ciepło! Nie zapominajcie zakładać przed wyjściem czapki, szalika i korzystać z dobrodziejstw XXI wieku. Ja już zaopatrzyłam się w ciepłe buty, termofor, kubek termiczny i mega przytulaśne sweterki. Nie wiem, jak przetrwałabym okres jesienno-zimowy bez tych cudownych wynalazków.