2018/10/24

To wszystko



Kiedy piszę ten post zapewne powinnam w mniejszym, lub większym stopniu zacząć ogarniać realizację wszystkich, miniaturowych, żółtych karteczek, zerknąć, czy między tysiącem wiadomości na mailu jest coś naprawdę ważnego, albo przynajmniej umyć ten stos kubków po niedopitej kawie. Niestety. Siedzę tutaj, smarkam, kicham, psikam i ładuję w siebie cały ten niedobór witaminy D i C. 

Tadzio leży leniwie w całym tym bałaganie, a ja próbuję poukładać w głowie cały chaos ostatnich miesięcy. Bo w zasadzie to nawet nie wiem, kiedy minęły i z rozpaczą w oczach widzę już prawie listopad, a ja taka z niczym niegotowa. Nieuczesana, nieumalowana w tym swetrze, co już trochę tych jesieni ze mną przeżył. Ale kocham go, jak żadnego innego.

W głośnikach Mikromusic i niby nic się nie zmienia. Mój stały odpowiednik października. Próbuję sobie wyobrazić, czy istnieje taki mój świat bez tego nieładu i nieporządku. Bez pośpiechu i dopijania zimnej już kawy. Ale jest tak niesamowicie mój, że przyjmuję go zupełnie ze wszystkim. I kocham każdy jego element. Nadprogramowe kilogramy, wszystkie milusińskie swetry, na wpół obumierające kwiatki na parapetach, książki z biblioteki wypożyczone prawie rok temu i kurz w kątach mieszkania. To wszystko. 




2018/08/27

Znowu



Jestem tu by porozmawiać o pogodzie i dobrym-złym czasie. Pojawiam się na wiosnę, a potem znowu na jesień. Podczas lata na moment zapominam o całym świecie. I jest mi z tym bezczelnie najlepiej. 


A dziś, spacerując z Tadeuszem, najzwyczajniej na świecie przestraszyłam się, że się kończy. Jakbym żyła w jakimś ślepym przeświadczeniu, że słońce zawsze będzie tak blisko, a dzień nadal tak długi. I mimo ogromnego smutku i trochę nawet żalu, że skończą się długie, kawowe poranki i zupełnie nasycone, błękitne niebo, jest mi dziwnie dobrze. To taki rodzaj tęsknoty za tym, co przynosi spokój i nadaje dobrze mi znany rytm. I chociaż tak skutecznie bronię się przed wiatrem i otulam szczelnie ramiona, to przecież ciągle zapominam, jak wiele dobrego przynosi. 

Najpierw będzie wrzesień. A potem październik. Oba nasze. 




2018/04/16

Jest

Wiosna. Przyszła. Pojawiła się, a ja zrozumiałam, jak wiele rzeczy może być prostszych, jak wiele we mnie samej zmian. Zawsze wyczekiwałam ją w chwili, gdy lód skutecznie skuwał chodniki, a szron rozgaszczał się na dobre na parapecie. Dziś jest. Mam ochotę jednocześnie krzyczeń i płakać ze szczęścia. 

Słucham Florence, piję kawę i próbuję złapać oddech. Życie, pędzisz, jak szalone. Jestem nieprzygotowana, pijana ze szczęścia, ale wciąż nadal tak samo przestraszona. To niezwykle intensywny czas. Chciałabym móc umieć to wszystko objąć, zatroszczyć się o każdy, nawet ten dopiero kiełkujący plan, który zrodził się w mojej głowie. Chciałabym dać im wszystkim przestrzeń i wolność. 

Jestem częściami, które wreszcie odnalazły wspólny środek i cel. Jestem niedoskonałością i wieczną sprzecznością. Niedopitym kubkiem kawy i wszystkim, czym tak bardzo pragnę być. 



Kraków

2018/02/21

On








Kiedy byłam młodsza lubiłam długo wpatrywać się w księżyc. Wypatrywałam go co nocy i moja radość zdawała się nie mieć końca, gdy tak dostojny i dumny wyłaniał się z ciemnej połaci chmur. Leżałam w łóżku z małoletnimi lękami, obawami, nadziejami i słowami, które nigdy nie padły z moich ust. Zostały i zastygły uśpione w nastoletniej głowie. Pierwsze łzy zawodu, porażki i nieoczekiwanego smutku. Zapisane niestarannie i zawsze na brudno. Księżyc wpadał przez lekko uchylone okno do mojego pokoju i rozlewał się wąską stróżką po każdym zakamarku nagiego ciała. Leczył poranioną duszę. Nazywał każdy rodzaj tęsknoty i jeszcze bardziej je we mnie zadomawiał. 


Próbuję zrozumieć, jak wiele zmieniło się we mnie od tego czasu. Czasem wychodzę i patrzę mu prosto w twarz pełna wdzięczności za to, co mam. Pełna trosk, ale pewniej stąpająca po ziemi. Z przekonaniem, że wszystkie marzenia i słowa zrodzone w dziecięcym pokoju na poddaszu były potrzebne i słuszne.




2018/01/19

21

Kawa wystygła, Tadzio wierci się na kanapie prosząc o odrobinę dotyku, a ja próbuję zebrać myśli zakopana po uszy w miękkim kocu i notatkach. 

Dziś trudno odpowiedzieć mi na pytanie, kim była tamta dziewczyna. Zdążyłam odkryć tak wiele, lecz równie wiele straciłam. Złapałam za aparat i zamiast odkrywać zauważyłam, że chłonę po stokroć, a wszystkie te emocje przeraźliwie we mnie krzyczą i niepokoją. Ale wśród nich jest też wolność, która przybiera niewyobrażalnie piękną postać. Wolność, która mobilizuje, napędza i jest jak złapane do słoika słońce. 

Niech wróci wiosna. Przegoni wszystko i zaleje niebo.

Witaj dobry, Nowy Roku. 




Zdjęcie: Ewelinka <3
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka