Lubię jesień. Jej fakturę, kolor, zapach, smak. Kawę pitą kilka razy dziennie, rano gorącą, która parzy w język, wieczorem chłodną, niemal zimną z podwójną porcją mleka, słodzoną dwa razy. Orzechy, których nigdy nikomu nie chce się rozłupywać i stos książek do przeczytania. Ciepłe skarpety, jazz w głośnikach, za duży sweter, koc - absolutny must have.
Ostatnio mam znacznie mniej do czynienia z moim aparatem. Ale tęsknię, okrutnie tęsknię! Dlatego nadrabiam, pstrykam, zamykam tych kilka wieczorów w migawkach i cudownie jest przypomnieć sobie, jak bardzo mi tego brakowało. Chociaż tak cichutko, bardzo cichutko marzę o fotografii analogowej, własnej ciemni, magii polaroidów. Tymczasem zostawiam was z sobotnimi kadrami.

















